niedziela, 4 listopada 2012

Deux.


Hello, hello, where did you go?
We were two kids living life on the run, like the american dream, baby!
Nothing to lose and we'd get messed up for fun.
We went too fast, too young.

Tego dnia było mi zimno. Tak zimno, jak tylko może być, kiedy wiesz, że już nic cię nie obchodzi, kiedy nawet przyroda mówi ci, że coś, co trwało o wiele zbyt długo właśnie teraz musi mieć swój kres.
Nie wiem, czy sposób, w jaki poradziłam sobie z tym problemem był odpowiedni – bo czy wystosowanie do kogoś maila po tylu latach znajomości, żeby tę znajomość zakończyć jest dobrą opcją? Teraz już wiem, że nie, choć wtedy wydawał się być najlepszy, bo po prostu nie miałam odwagi, by spojrzeć ci w oczy.
Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Nie było sensu rozlewać łez nad tym, co choć kiedyś było wielkim uczuciem, teraz stanowiło kupkę zmarnowanych nadziei i wzajemnych oskarżeń. Wypaliliśmy się, zanim jeszcze związaliśmy się węzłem małżeńskim, którym wcale nie chciałam być związana.  Teraz wiem, że miałam rację.
Mróz szczypie mnie w policzki, a ja zastanawiam się, czy odebrałeś już maila? Czy może dzisiaj jest jeden z tych dni, kiedy chcesz być odcięty od świata i nawet nie włączasz komputera?
Czy powinnam się do Ciebie odezwać, żeby zorientować się, czy jesteś świadomy, że NAS już nie ma?
Nerwowe dobijanie się do drzwi oznajmia, że już wiesz. Boję się tego, co ma nastąpić, boję się, co mi zrobisz. Mama uczyła mnie, że trzeba stawiać czoło swoim lękom, a teraz, kiedy mojej Mamy nie ma, odczuwam dziwny sentyment i jak nigdy słucham wszystkich wypowiedzianych przez nią kiedyś rad.
I już jesteś w progu, wchodzisz do środka, jak do siebie, tak jak robiłeś to miliony razy.
„Dlaczego?” szepczesz z miną zbitego psa i patrzysz na mnie błagalnym wzrokiem. Uświadamiając sobie, jak wyglądasz, zastanawiam się, czego tak właściwie się bałam. Teraz wydaje mi się to śmieszne, nie sposób bać się mężczyzny będącego w takim stanie.
„Nie utrudniaj, Antonin” mówię przez zaciśnięte zęby i z trudnością wypowiadam kolejne słowa „Proszę, wyjdź. Nas już nie ma. Zrozum.”
“Obiecaj mi, że porozmawiamy” próbujesz ratować sytuację, walczysz o nadzieję dla siebie, być może i dla nas.
„Nie potrafię”.
Nie ma Cię już tutaj, wyszedłeś. Choć wydawało mi się, że nie potrafię niczego przed Tobą ukryć, to właśnie teraz zaczynam płakać, niepewna, czy powinnam świętować fakt, że zdołałam zamknąć przed Tobą swoją duszę. 

A wczorajszy dzień... Mam zdjęcie z Mateuszem Miką! Mogę umrzeć szczęśliwa. :D

8 komentarzy:

  1. Ej, nie umieraj! Nawet szczęśliwa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję zdjęcia. Może będę miała 16 :D
    To Antonin? A to jaki. Niby wszystko było dobrze, Antek coś zrobił i jest źle. Dopiero teraz chce walczyć? Nie jest jeszcze za późno, taką mam nadzieję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez maila? To musiało dodatkowo zaboleć Antonina. Mróz między nimi, mróz, jak w tamtym roku zimą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Męczę się razem z Antosiem. I płakam sobie cichutko w kącie.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Nie było sensu rozlewać łez nad tym, co choć kiedyś było wielkim uczuciem, teraz stanowiło kupkę zmarnowanych nadziei i wzajemnych oskarżeń." KOCHAM TO, jest takie prawdziwe *-*
    Smutno mi było zanim zaczęłam czytać, a teraz to już w ogóle łezka się zbiera w oku. Grasz na uczuciach ;)

    ech, skoro masz już zdjęcie z Miką to nie przyjedziesz do Gdańska? :c

    OdpowiedzUsuń
  6. Ua, z Miką? Ja dzisiaj będę walczyć o zdjęcie z Resoviakiem, który akurat się napatoczy. :)
    W mojej głowie Antoś ze zbolałą miną jest tak uroczy, że aż nie sposób się nie rozczulić.
    Koniec znajomości przez e-maila? Hm, jak dla mnie taka wiadomość jest jeszcze bardziej bolesna niż powiedziana wprost. To takie moje odczucia, kiedy się wie, że druga osoba nie potrafi powiedzieć tego w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  7. tyyy zaraz sie porycze...

    OdpowiedzUsuń