piątek, 9 listopada 2012

Quatre.


Every once in a lifetime, dreams can come true.
Now when the stars shine, you meet somebody like you.

Boję się. Tak bardzo się boję, że niemal wyczuwam zapach swojego strachu. Jest gorzki i nieprzyjemny. Rozpływa się po całym pomieszczeniu, a ja staram się jak najlepiej ukryć w tym obcym dla mnie mieszkaniu. Umysł zalewa fala myśli o tym, co wkrótce nastąpi, uświadamiam sobie ze zdwojoną siłą, że coś może pójść nie tak. I wtedy nie będzie szansy, aby zacząć wszystko od nowa. Wtedy nie będzie możliwości, by odkupić swoje winy.
Słyszę szczęk zamka w drzwiach i wyciągam przed siebie broń. Stoi w progu, sparaliżowany , ledwo zdążył zamknąć drzwi. Wiem, że się nie poruszy. Mimo że gra takiego twardziela, w tym momencie jest przerażony jak nigdy dotąd i ja to widzę. Uśmiecham się kpiąco i zadaję pytanie, które nurtuje mnie od dłuższego czasu: „Czy naprawdę sądziłeś, że Twoje groźby powstrzymają mnie przed zrobieniem TEGO?” Nie daję rady powstrzymać emocji i muszę wyrzucić z siebie wszystko. „Twoim zdaniem Antonin to ktoś, dla kogo jestem w stanie zrobić wszystko. Masz rację. Kocham go jak nikogo innego, choć Ty nie możesz tego pojąć; Ty nie masz serca, nie wspominając o uczuciach. Co chciałeś osiągnąć grożąc mi, że coś mu zrobisz, jeśli nie odejdę? Odeszłam od niego. Na chwilę. Zwiodłam Cię. A teraz zemszczę się za wszystko, co mi zrobiłeś. Żegnaj, Adrien.”
Nie mówi nic, patrząc na mnie błagalnie, bo doskonale wie, co go czeka. I wie w tej chwili, że nie ma już dla niego ratunku, bo ze mną się nie zadziera, pewnie go przed tym ostrzegano.
Pociągam za spust, a mściwa satysfakcja rozpływa się po moim ciele i wypełnia swym zapachem całe mieszkanie, zastępując strach. Kiedy patrzę, jak wydaje ostatnie tchnienie, jak ciało trzęsie się w konwulsjach, a potem zostawiam go samego i wychodzę, kierując się do Ciebie, Antek. Mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno, a teraz przyszedł czas, by porozmawiać, zgodnie z obietnicą, której nie wypowiedziałam na głos, a która była przez ten cały czas w moim sercu. 

Jeszcze tylko JEDNA część. 
Mam bilety na mecz ze Skrą! :)

9 komentarzy:

  1. Jestem w szoku. Zajebiście wielkim szoku.
    Niby jedno krótkie bam!, i człowieka nie ma, ale moja wyobraźnia nie może sobie przyswoić, że go zastrzeliła.
    Jak to jedna?! Pfe, pfe, zdecydowanie za krótkie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, że to uwielbiam, prawda? Uwielbiam całe, ale ta część jest chyba najlepsza, bo kompletnie nieoczekiwana.

    OdpowiedzUsuń
  3. OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO. nie mam pojęcia co myśleć, a tym bardzie co napisać. Chciałaś zaskoczyć? To Ci się zdecydowanie udało! Po prostu mistrzowskie.


    ale żeby tak od razu zabić...? przekracza to granice mojej wyobraźni :c

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale czemu już tylko jedna część? Aj, Ty, Ty.
    Tak od razu zabić? No spoko :)
    Ja też jadę na Skrę, ale do Wawy ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. O ja cię! :O Od samego początku czułam, że główna bohaterka kocha Antka. I to było widać, że cierpi, ze nie ma męża przy sobie. I za nim tęskni. Ale że tutaj się nagle zrobiła jakaś scena rodem z W11? :O Jak zwykle zaskakujesz. Czekam z niecierpliwością na tą ostatnią część, w której - mam nadzieję - wytłumaczysz co to za Adrien. I z całego serca chcę, żeby oni się pogodzili. Przeczytałam dwa twoje opowiadania w których happy endu nie było, więc mam nadzieję, że teraz czas na odmianę :D
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Oł maj gasz. Ona zabiła go? Ja uwielbiam takie sytuacje. Awwwwww *_*

    OdpowiedzUsuń
  7. zabiła go! jesteś moim bogiem Cara!

    OdpowiedzUsuń