Every
once in a lifetime, dreams can come true.
Now
when the stars shine, you meet somebody like you.
Boję się. Tak bardzo się
boję, że niemal wyczuwam zapach swojego strachu. Jest gorzki i nieprzyjemny.
Rozpływa się po całym pomieszczeniu, a ja staram się jak najlepiej ukryć w tym
obcym dla mnie mieszkaniu. Umysł zalewa fala myśli o tym, co wkrótce nastąpi,
uświadamiam sobie ze zdwojoną siłą, że coś może pójść nie tak. I wtedy nie
będzie szansy, aby zacząć wszystko od nowa. Wtedy nie będzie możliwości, by
odkupić swoje winy.
Słyszę szczęk zamka w
drzwiach i wyciągam przed siebie broń. Stoi w progu, sparaliżowany , ledwo
zdążył zamknąć drzwi. Wiem, że się nie poruszy. Mimo że gra takiego twardziela,
w tym momencie jest przerażony jak nigdy dotąd i ja to widzę. Uśmiecham się
kpiąco i zadaję pytanie, które nurtuje mnie od dłuższego czasu: „Czy naprawdę
sądziłeś, że Twoje groźby powstrzymają mnie przed zrobieniem TEGO?” Nie daję
rady powstrzymać emocji i muszę wyrzucić z siebie wszystko. „Twoim zdaniem
Antonin to ktoś, dla kogo jestem w stanie zrobić wszystko. Masz rację. Kocham
go jak nikogo innego, choć Ty nie możesz tego pojąć; Ty nie masz serca, nie
wspominając o uczuciach. Co chciałeś osiągnąć grożąc mi, że coś mu zrobisz,
jeśli nie odejdę? Odeszłam od niego. Na chwilę. Zwiodłam Cię. A teraz zemszczę
się za wszystko, co mi zrobiłeś. Żegnaj, Adrien.”
Nie mówi nic, patrząc na
mnie błagalnie, bo doskonale wie, co go czeka. I wie w tej chwili, że nie ma
już dla niego ratunku, bo ze mną się nie zadziera, pewnie go przed tym
ostrzegano.
Pociągam za spust, a
mściwa satysfakcja rozpływa się po moim ciele i wypełnia swym zapachem całe
mieszkanie, zastępując strach. Kiedy patrzę, jak wydaje ostatnie tchnienie, jak
ciało trzęsie się w konwulsjach, a potem zostawiam go samego i wychodzę,
kierując się do Ciebie, Antek. Mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno, a
teraz przyszedł czas, by porozmawiać, zgodnie z obietnicą, której nie
wypowiedziałam na głos, a która była przez ten cały czas w moim sercu.
Jeszcze tylko JEDNA część.
Mam bilety na mecz ze Skrą! :)
O mój Boże, wiesz?
OdpowiedzUsuń:OOOOOOOOOO
OdpowiedzUsuńelokwentnie, wiem.
Jestem w szoku. Zajebiście wielkim szoku.
OdpowiedzUsuńNiby jedno krótkie bam!, i człowieka nie ma, ale moja wyobraźnia nie może sobie przyswoić, że go zastrzeliła.
Jak to jedna?! Pfe, pfe, zdecydowanie za krótkie! :)
Wiesz, że to uwielbiam, prawda? Uwielbiam całe, ale ta część jest chyba najlepsza, bo kompletnie nieoczekiwana.
OdpowiedzUsuńOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO. nie mam pojęcia co myśleć, a tym bardzie co napisać. Chciałaś zaskoczyć? To Ci się zdecydowanie udało! Po prostu mistrzowskie.
OdpowiedzUsuńale żeby tak od razu zabić...? przekracza to granice mojej wyobraźni :c
Ale czemu już tylko jedna część? Aj, Ty, Ty.
OdpowiedzUsuńTak od razu zabić? No spoko :)
Ja też jadę na Skrę, ale do Wawy ;p
O ja cię! :O Od samego początku czułam, że główna bohaterka kocha Antka. I to było widać, że cierpi, ze nie ma męża przy sobie. I za nim tęskni. Ale że tutaj się nagle zrobiła jakaś scena rodem z W11? :O Jak zwykle zaskakujesz. Czekam z niecierpliwością na tą ostatnią część, w której - mam nadzieję - wytłumaczysz co to za Adrien. I z całego serca chcę, żeby oni się pogodzili. Przeczytałam dwa twoje opowiadania w których happy endu nie było, więc mam nadzieję, że teraz czas na odmianę :D
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
Oł maj gasz. Ona zabiła go? Ja uwielbiam takie sytuacje. Awwwwww *_*
OdpowiedzUsuńzabiła go! jesteś moim bogiem Cara!
OdpowiedzUsuń